czwartek, 27 września 2012

Rozdział VI

     W drodze do Hogwartu

     Stali tak w gabinecie Merlina, gdy przez otwarte okno wkradł się zimny wiatr. Nikt nic nie mówił. Lily nagle przyszło do głowy, że gdyby ich teraz zobaczył przypadkiem jakiś mugol, bardzo by się zdziwił... Blady świt, pusty dom, a tu dwie osoby, w tym jedna dorosła, trzyma stary, wyświechtany but i wyraźnie na coś czeka.
- Trzy - mruknął Merlin, wciąż wpatrując się w buta - Dwa... jeden...
     Zaledwie padło "jeden", gdy Lily poczuła, jakby w okolicach pępka coś szarpnęło ją mocno do przodu. Jej stopy oderwały się od ziemi, prawym ramieniem wyczuła obecność maga. Oboje pędzili gdzieś pośród ryku wiatru i migających barwnych plam; jej palec wskazujący przywarł do buta, który zdawał się ciągnąć ją naprzód, jak potężny magnes, a potem...
     Uderzyła stopami w coś twardego, lądując na twardej ziemi, zaś świstoklik rąbnął tuż obok jej nogi. Lily rozejrzała się i zobaczyła Merlina, jak ten spokojnie stoi sobie i poprawia długi płaszcz. Wiatr nadal targał im włosy i ubrania.
- Dziesiąta trzydzieści. Idealnie - rozgledł się głos starca, który obecnie stał na jednej z uliczek, do których ludzie nie chcą się samemu zapuszczać. Wysokie budynki przysłaniały słońce, powodując, że było tu zbyt ciemno, ale dla Merlina to nie był problem. Dzięki odpychającemu urokowi tego miejsca mógł spokojnie się tu telepotować.
     Kiedy opuścili zapuszczoną uliczkę znaleźli się przed dworcem King's Cross. Merlin wtaszczył kufer dziewczyny na wózek bagażowy, który sam pociągnął aż na perony. Lily pomyślała, że mag jest bardzo troskliwy wobec niej. Próbowała go przekonać, że sama to zrobi, biorąc pod uwagę jego wiek, ale to wszystko było na nic, gdyż Merlin uparcie trzymał wózek.
- No więc jesteśmy na miejscu.
     Meżczyzna miał racje. Lily znała to miejsce. Nad jednym peronem wisiała duża plastikowa tabliczka z numerem dziewięć, a na dugim taka sama tabliczka z numerem dziesięć, natomiast pomiędzy nimi była żelazna barieka.
     Merlin po raz ostatni przypomniał Lily o omijaniu szerokim łukiem kłopotów i odszedł, pożegnawszy się z nią ciepło. Dziewczynka odwróciła się i zobaczyła, że mag jeszcze kilku krotkie obracał się w jej stronę, by mieć pewność, że bezpiecznie przechodzi na drugą stronę.
     Niespodziewanie usłyszała znajomy głos. 
- Lily? - chłopak uniósł zdumiony brwi, przyglądając się dziewczynie, która miała bynajmniej niezbyt przytomny wyraz twarzy.
- Eh? - podskoczyła, wyrwała się z zamyślenia i lekko zarumieniła. Stał przed nią Cedrik Diggory. Posiadał lekko roztrzepane, jasnobrązowe włosy. Był kapitanem i szukającym drużyny Puchonów. Uchodził za jednego z najprzystojniejszych chłopaków w całej szkole. - Cedrik... - westchnęła cicho, wzrokiem niemal rozpaczliwie szukając jakiejkolwiek pomocy, czegoś co pozwoliłoby jej wydusić z siebie słowa, które chciała powiedzieć. Stał tak blisko...
     Właściwie, to czym się przejmowała? Nie raz i nie dwa spotykali się, więc dlaczego, do jasnej cholery, teraz nie jest w stanie wydusić z siebie ani słowa?
- Szkoda, że nie było cię na mistrzostwach - powiedział w końcu, przerywając niezręczną ciszę. Był pewny, że Lily zaraz stwierdzi, że czas iść i znowu nie będzie mógł z nią porozmawiać. - Myślałem, że będziemy mogli pogadać...
- Mhm - przytaknęła nie do końca wiedząc co tak na prawdę robi, ciągle jednak kątem oka obserwowała jak jego dłoń splata się z jej palcami - Przepraszam, ale nie mogłam - zauważyła spokojnie, choć przyszło jej to z trudem.
     Lily z wielką niechęcią zabrała swoją dłoń, ustawiła wózek przed sobą i popatrzyła na barierkę. Zaczęła iść ku niej. Ludzie, którzy szli na inny peron, popychali ją dlatego Lily przyśpieszyła. Szła prosto na barierkę, pochyliła się nad wózkiem i zaczęła biec. Zamknęła oczy, tak jak za pierwszym razem i gdy je otworzyła, zobaczyła kolejny peron na którym stał czerwony parowóz, a za nim wagony pełne ludzi. Na tabliczce widniał napis:
Pociąg ekspresowy do Hogwartu, godzina jedenasta. Za swoimi plecami zobaczyła Cedrika.
- Pamiętasz, gdy byliśmy tu pierwszy raz? - ożywił się nieco, uśmiechając się do niej.
- Tak - spojrzała nia niego - Wtedy wszystko wydawało się dużo prostrze.
- Wtedy... wtedy pierwszy raz powiedziałaś, że uwielbiasz wschody słońca - ciągnął nieporadnie. Jeszcze rano obiecywał sobie powiedzieć Lily o tym wszystkim, co czuje, teraz miał ochotę uciec jak najdalej i zakopać sie w piachu. Nie rozumiał tego co się z nim działo, bo zazwyczaj nie miał problemu z dziewczynami, ale Lily nie była taka jak inne.
     Dziewczyna podniosła wzrok, wpatrywała sie w niego z niedowierzaniem. Nigdy nie pomyślałaby, że on będzie coś takiego pamiętał. Jej źrenice rozszerzyły , kąciki ust lekko zadrżały. Przez ciało przebiegł dreszcz, w końcu stali już tu dość długo, była rozgrzana po teleportacji, której nieznosiła, a wiatr wywoływał nieprzyjemne uczucie zimna, ale zignorowała je, wyczekiwała następnych słów Cedrika, obserwowała ruch jego warg i czuła jak jej nogi robią się miękkie.
- Lily, ja... - odwrócił głowę w jej stronę i nagle zdał sobie sprawę z tego, że znowu trzyma jej dłoń. Przez chwilę jeszcze wpatrywał się w jej niebieskie tęczówki, marząc o tym, żeby chociaż na chwilę cofnąć czas i zaznać szczęścia.
     I wtedy odezwała się Lily.
- Cedrik ze względu na to, że za chwilę się spóźnimy... - uśmiechnęła się niepewnie, widząc w jego oczach lekkie rozczarowanie. W tej samej chwili wiatr rozwiał im włosy. - Będziemy musieli dokończyć tą rozmowę, ok?
     On jednak nie puszczał jej dłoni.
- Obiecuje.
     Puścił jej dłoń, pozwolił tym samym swojej ręce opaść bezwładnie wzdłuż tułowia. Po raz raz ostatni spojrzał w jej błękitne oczy, w których już tak dawno nie widział tego ciepła, którym teraz go obdarzała. Posłał jej uśmiech pełen szczęścia i znikł gdzieś pomiędzy innymi uczniami, kierując się do jednego z wagonów.
     Kłęby dymu z parowozu przepływały nad głowami ludzi, a pomiędzy ich nogami kręciło się mnóstwo kotów różnej maści. Przez zgiełk podnieconych głosów i zgrzyt ciężkich kufrów przebijało się od czasu do czasu pohukiwanie sów.
     W kilku wagonach było już pełno uczniów. Niektórzy wychylali się przez okna, by porozmawiać ze swoimi rodzinami, inni walczyli o miejsca siedzące. Lily pchała swój wózek wzdłuż pociągu, rozglądając się za wolnym miejscem. Rozległ się długi gwizd. Strażnicy szli wzdłuż wagonów, zatrzaskując wszystkie drzwi.
     Lily przeciskała się przez tłum, aż w końcu znalazła pusty przedział przy końcu pociągu. Najpiew wstawiła klatkę z Orzechem, a potem zaczęła ciągnąć swój kufer ku drzwiom przedziału. Próbowała wtaszczyć go na stopień, ale ledwo jej się udało unieść jeden koniec.
- Może ci pomóc?
     Tuż za swoimi plecami usłyszała bardzo znajomy głos. Gdy się obróciła, zobaczyła Angelinę i Kate. Razem w trójkę umieściły kufer na jednej z półek i rozsiadły się w przedziale.
- I jak myślicie... Dyrektor reaktywuje Klub Tańczącej Wiedzmy? - rzuciła Angelina, siadając obok Lily.
- Nie sądzę - odezwała się potterówna - Po tym co się stało na mistrzostwach, pewnie będzie zakaz opuszczania Hogwartu.
- Co? - powiedziała Kate tonem, w którym brzmiało zaskoczenie. - Ale ja przygotowałam nowy układ, dzięki któremu Gryfoni mogliby wygrać z tymi przeklętymi Ślizgonami! To niesprawiedliwe!
- Taa... mina definitywnie przegranych Ślizgonów była by iście bezcennym widokiem - prychnęła Angelina, która wyobraziła sobie ów sytuację. Sama nie należała do Klubu Tańczącej Wiedźmy, ale zawsze im gorąco kibicowała. Zmagania taneczne, w których udział brały wszystkie domy, były wielkim widowiskiem, które często organizowane były w różnych miejscach.
     W miarę, jak pociąg zmiarzał coraz dalej na północ, deszcz stawał się coraz gęstszy, a krople coraz większe. Niebo było tak ciemne, a okna tak zaparowane, że zapaliły się światła, choć był środek dnia. W korytarzu rozległ się grzechot wózka z przysmakami i dziewczyny kupiły sobie kilka kociołkowych piegusków.
     Niespodziewanie Kate podskoczyła na równe nogi.
- Muszę wam coś pokazać - krzyknęła uradowana i zaczęła grzebać w kufrze. Po chwili podała Lily miniaturkową figurkę jakiegoś chłopaka.
- Kto to jest?
- Nie wiesz kto to jest? - Kate wybałuszyła oczy na Lily, która obracała niewielką figurkę w dłoni.
- To Wiktor Krum - wyjaśniła Angelina, wkładając do ust kolejne ciastko - Szukający narodowej reprezentacji Bułgarii. Ma wiele fanów na całym świecie, ale moim zdaniem szału nie ma...
- Szału nie ma to w twojej głowie - odgryzła się złośliwie Kate - On jest wspaniały i cudowne!
- Taa i może jeszcze piękny i ...
     Podły nastój na szczęście opuścił Kate, która jak sama stwierdziła, jej duma została nadszarpnięta. Lily zauważyła, że Kate ma bzika na punkcie niejakiego Kruma i lepiej ważyć słowa, które się na jego temat mówi, a zwłaszcza przy niej.

***
     I mamy kolejny rozdział ^.^ Wiem, że powinnam go wrzucić jutro, ale ze względu, że piątek mam wolny, a sobotę [niestety] całą zajętą, rozdział pojawia się dzisiaj. Mam nadzieję, że za dużo błędów nie zrobiłam i tym razem notka nie jest aż tak nudna.
     Dziękuję pięknie wszystkim za cudowne komentarze.
     Do usłyszenia za tydzień :-)
Pozdrawiam!